Wyprawa na Denali
To był udany powrót na Alaskę 🙂
Po 3 latach przerwy mój wzrok ponownie spoglądał w kierunku szczytu Denali. Pierwsze spotkanie w roku 2019 zakończyło się niepowodzeniem. Jeśli chcesz poznać jego szczegóły zapraszam do opisu tej wyprawy pod tym linkiem .
Niestety przed majowym wylotem z wyprawy – z powodów zdrowotnych – zrezygnował Krzysiek, dlatego na Alaskę wybraliśmy się w piątkę: ja, Aga, Darek, Piotr i Sławek, czyli Polish Eagles Team. Podczas akcji górskiej pracowaliśmy na linie w różnych konfiguracjach osobowych, aby ostatecznie na atak szczytowy związać się w 4-kę (Darek postanowił w dniu ataku pójść solo).
Informacje praktyczne
Standardowo na początek garść przydatnych informacji o kosztach i logistyce:
1) Permit – na początku roku na stronie Denali National Park & Preserve umieszczany jest formularz wniosku (PDF, który wypełniasz i przesyłasz na podany na nim adres email – wcześniej musicie się dogadać w zespole, kto będzie liderem, gdyż jego dane są obowiązkowe i to on będzie otrzymywał potem korespondencję z NPS) – koszt w sezonie 2022 wyniósł 395$ + do tego musisz doliczyć opłatę 15$ za wstęp do parku, którą wnosisz online na tej stronie rządowej
2) Przelot w obie strony – zależy oczywiście od kilku czynników (czas kupienia biletu, ewentualne promocje, trasa przelotu, czy waga bagażu rejestrowego) – ja zapłaciłem 4200 zł
3) Nocleg (po 1 nocy w Anchorage i Talkeetna) przed i po Denali – zależy od preferencji oraz czy dzielicie koszty z innymi uczestnikami. Jeśli chcecie tanio i klimatycznie to polecam Base Camp Anchorage Hostel (camping 30$ / współdzielony pokój 60$ / za noc od osoby). W samym Talkeetna też znajdziecie bogatą bazę noclegową (my w 5-tkę wynajęliśmy na przykład połowę tego domku) – łącznie za siebie za 4 noce zapłaciłem 240$
4) Zakupy – w Anchorage należy zaopatrzyć się w gaz, żywność i inny sprzęt, którego nie zabraliście z Polski. Polecam największy sklep outdoorowy w centrum REI oraz zaraz obok Walmart (warto kupić wybraną normalną żywność, gdyż liofile szybko Wam zbrzydną, a temperatury na Denali dobrze konserwują jedzenie) – w REI zaopatrzyłem się w gaz i pakiet liofili (200$) oraz wypożyczyłem rakiety śnieżne (84$), a w Walmart wydałem na zakupy 120$
5) Transport na trasie Anchorage – Talkeetna – Anchorage – tą usługą zajmują się lokalne firmy i osoby prywatne (linki do niektórych z nich znajdziecie na stronie wspomnianej w pkt. 6 poniżej) – koszt przejazdu w obie strony to ok. 170$ od osoby
6) Przelot na lodowiec i powrót – największa firma zajmująca się lotami to K2 Aviation, jednak my skorzystaliśmy ze sprawdzonej Talkeetna Air Taxi (przydatne linki w zakładce About Us) – koszt zależy od łącznej wagi ekwipunku oraz cennika na dany sezon. Dla naszej grupy łącznie wyszło 3440$ (w tym już wypożyczenie sanek i traserów), co dało 688$ od osoby
7) Ubezpieczenie – nie wyobrażam sobie wyprawy bez zadbania o taki szczegół. Ważne, żeby sprawdzać zapisy OWU w tym zakresie tzn. czy obejmuje sporty wysokiego ryzyka, w tym wspinaczkę wraz z kosztami ratownictwa z użyciem helikoptera oraz do jakiej wysokości jest ochrona (pamiętajcie, że liczy się wysokość szczytu, a nie to, do jakiej wysokości może zdarzyć się wypadek). W przypadku Denali najlepszą opcją okazała się Axa Assistance z ochroną do 6500 m n.p.m. – składka za 21 dni z USA wyniosła 610 zł
8) Abonament miesięczny no limit dla Garmin InReach (nieobowiązkowa opcja) – koszt do podziału na naszą 5-tkę wyszedł 345 zł
9) Pozostałe drobne wydatki – podczas 4 noclegów (patrz pkt. 3) trzeba coś jeść i pić + doliczyć taxi z lotniska do centrum i z powrotem – ja wydałem ok. 110$
Powyższe wyliczenie składa się na łączny koszt wyprawy, który widzicie po prawej stronie. Oczywiście my zostaliśmy na Alasce kolejne 9 dni, aby zwiedzić jej południowe rejony – te koszty są już fakultatywne i zależą wyłącznie od Waszej wyobraźni i grubości portfela ;-). Na pewno wartościowy w tym zakresie okaże się dla Was jeden tip: ceny wynajmu auta w wypożyczalniach to jakiś kosmos, a ceny biletów kolejowych/autobusowych to już inna galaktyka… dlatego warto zarejestrować się (wymagany telefon, prawo jazdy i karta płatnicza – wszystko odbywa się zdalnie w 5 minut) w popularnej w USA aplikacji TURO (takie Airbnb, ale dla samochodów… jak widać sharing economy w Stanach ma się lepiej niż u nas).
Akcja górska
Przede wszystkim należy zaznaczyć, że tak jak w 2019 roku dużo rzeczy nie „pykło” podczas wyprawy na Denali, tak teraz wszystko ułożyło się idealnie: pogoda, ekipa oraz kondycja i zdrowie. Nie bez znaczenia były też decyzje taktyczne podjęte po wylądowaniu na lodowcu, które przyczyniły się do końcowego sukcesu, ale po kolei.
Wspinaczka na Denali ma dwa etapy:
1) Siłowy – który kończy się w 14k Camp (ok. 4300 m). Droga do niego prowadzi długimi podejściami (średnio 7-9h drogi między obozami) z Base Camp (lądowisko dla samolotów i stały obóz Base Camp Managera) przez Camp 1 (ok. 2370 m) i 11k Camp (ok. 3400 m), podczas której każda osoba ciągnie sanie z ekwipunkiem ważącym ok 45kg + dodatkowe 6-8kg w plecaku. Z tego powodu wiele osób rozkłada ciężar na mniejsze partie wynosząc je jako depozyt i wracając (co sprzyja aklimatyzacji) oraz robi dodatkowe przystanki na noc po drodze.
2) Techniczny – który zaczyna się powyżej 14k Camp, następnie prowadzi granią do 17k Camp (ok. 5200 m) i kończy się długim atakiem szczytowym. Na tym etapie wynosi się depozyt do High Camp’u (inaczej 17k Camp) oraz wykonuje najwięcej operacji sprzętowych podczas wspinaczki, a co ważniejsze ostatecznie aklimatyzuje.
Podczas obowiązkowej odprawy w siedzibie NPS (strażnicy parku) dowiecie się, że rekomendowany czas zdobywania Denali to 17 dni i wg takiej instrukcji prowadzą akcję górską komercyjne wyprawy, których obsługą zajmuje się wyłącznie 6 licencjonowanych amerykańskich agencji. Oczywiście aklimatyzacja to bardzo indywidualny proces i każdy potrzebuje innego czasu, ale moim zdaniem 17 dni to zdecydowanie za długo (oczywiście pogoda może do tego zmusić), przy czym dodatkowo należy pamiętać, że taki okres to potrzeba większej ilości gazu i żywności, a co za tym idzie waga ekwipunku drastycznie rośnie.
Dzięki temu, że naszą wyprawę organizowaliśmy samodzielnie, nie byliśmy uzależnieni od decyzji agencji – dlatego wstępnie założyliśmy, że dajemy sobie max. 12 dni na zdobycie szczytu i powrót do Talkeetna. Po wylądowaniu w Base Camp prognozy pokazywały, że mamy 7-9 dni bardzo dobrej pogody, dlatego postanowiliśmy, że nie robimy depozytów, tylko jak najszybciej idziemy do 14k Camp minimalizując (w zależności od samopoczucia) długie pobyty w obozach lub potrzebę nocowania na pośrednich wysokościach, a tym samym szybko zakończymy część siłową wyprawy (jakby nie patrzeć wyczerpującą). Tym sposobem już po 4 dniach od wylądowania zameldowaliśmy się w 14k Camp realizując schemat:
1 dzień: Base Camp – Camp 1
2 dzień: Camp 1 – 11k Camp
3 dzień: rest
4 dzień: 11k Camp – 14k Camp
Teraz wystarczyło już tylko 😉 dobrze się zaaklimatyzować, odpocząć i przyatakować szczyt. Schemat, który zastosowaliśmy w tym celu wyglądał następująco:
5 dzień: rest
6 dzień: 14k Camp – 17k Camp (depozyt) – 14k Camp
7 dzień: rest
8 dzień: 14k Camp – 17k Camp
9 dzień: 17k Camp – szczyt – 17k Camp
Sam atak szczytowy to bardzo długa wielogodzinna droga pod górę, ze szczególną ostrożnością przy podejściu granią szczytową. Dodatkowo – ze względu na panujące na tej wysokości temperatury – atak najlepiej rozpocząć po tym, jak słońce zacznie już oświetlać namioty w High Camp. Nam (ja, Aga, Piotr i Sławek) wejście zajęło 10h, potem ok. 30 minut radosne fotki i video na szczycie, a następnie 5h żmudnego powrotu do 17k Camp, w którym zameldowaliśmy się o 1:30 w nocy.
10 dnia po krótkim śnie postanowiliśmy jak najszybciej wracać do 14k Camp. Na zejściu pogoda zaczęła się psuć (początkowe prognozy sprawdziły się tym razem idealnie), aby w obozie przywitać nas zaspami śniegu (podczas naszego pobytu w High Camp musiało niżej nieźle padać). Postanowiliśmy po krótkim odpoczynku spakować się i ruszyć od razu do 11k Camp. Po drodze pogoda zepsuła się całkowicie, totalna mgła utrudniała przejście, gdyby nie ledwo widoczne trasery trudno byłoby znaleźć właściwy kierunek, a do tego z każdą chwilą wiatr smagał coraz mocniej. Jeśli uważacie, że podchodzenie z sankami pod górę jest trudne, to zobaczycie co się dzieje z nimi przy zejściu 😉 . Po dotarciu do obozu zziębnięci i przemoczeni rozbiliśmy namioty i postanowiliśmy przeczekać burzę śnieżną do następnego ranka.
11 dnia rano obudził nas silny wiatr, ale z każdą chwilą słońce przygrzewało mocniej, dlatego postanowiliśmy ok. 11:00 ruszać w dół z nastawieniem, że idziemy do Camp 1, a potem się zobaczy. Nasze tempo było jednak bardzo dobre i całej piątce udało się zameldować w Base Camp pod wieczór tego samego dnia. Jako, że było już późno, lot do Talkeetna został nam wyznaczony na 9:00 rano następnego dnia, tym samym ostatni raz na masywie Denali rozbiliśmy namioty i cieszyliśmy się zasłużonym piwkiem i colą (po wylądowaniu na początku wyprawy dobrze jest zakopać depozyt z czymś, co po 11-14 dniach smakuje najlepiej).
Alaska, celebrowanie, zwiedzanie…
Po wylądowaniu w Talkeetna zostaliśmy tam na jedną noc, aby celebrować sukces oraz (co praktyczniejsze) wykąpać się oraz wysuszyć cały ekwipunek. Następnego dnia wróciliśmy do Anchorage, skąd wynajęliśmy samochód (patrz TURO) i ruszyliśmy zwiedzać południowe rejony Alaski i smakować morskie specjały, ale to już opowieść na inne wieczory przy piwie lub winie. Wymienię tylko miejsca, które wspólnie zwiedziliśmy: Seward, Homer, Whittier, Palmer i kilka atrakcji w drodze między tymi punktami.
Na koniec – jakby było mało – Aga, Darek i Sławek przebiegli jeszcze Anchorage Mayor’s Marathon… nie ma to, jak siła Polish Eagles Team 🙂
Wpis dokonany: 15.07.2022 roku